Tygryski które od czasu do czasu zaglądają na pudelki technologiczne zapewne słyszały przypadek Taylor Swift i streamingu muzyki. Ta "artystka" z biedy (nie starczyło jej drobnych na najnowszego Boeinga) zaczęła biadolić w jakiej to niedoli żyje. Zaczęła biadolić, że streaming okrada artystów, bo cena za każde odsłuchanie utworu jest znikoma, bo Apple miało nie płacić za testowy okres w swojej nowej usłudze muzycznej. Jak wszyscy wiemy, kiedy ktoś sobie album przesłucha, to płyty już na pewno nie kupi.
Taylor zatupała jak mała dziewczynka i wykrzyknęła: No way! Koniec z okradaniem. Kolejnego albumu w strumykach jeno baco niebedzie! "Oczywiście" zrobiła aby nakreślić problem biedy wśród artystów indie, którzy to podobno artyści aby przetrwać, opanowali oszczędzanie lepiej niż sam Jarek Kuźniar.
Wszyscy
wiemy, że jak usunie się jakiś album z Youtuba, Spotify i podobnych to
każdy prawilnie pójdzie zakupić płytę w Empiku. Taki chuj! ChomikStore i
wrzuty tylko na tym zyskają, a pseudo artysta za odtworzenia spiraconej
empetrójki w Winamp'ie (ktoś go jeszcze pamięta?) nie dostanie złamanego grosza.
Sam "piraciłem" muzykę do momentu mojego odkrycia w październiku zeszłego roku Spotify. Deal jest uczciwy, płacisz dwie dychy na miesiąc i słuchasz wszystkiego do woli. Jest też opcja dla wyznawców #sekretówkuźniara, płacisz obecnością reklam. O ile darmówka na telefonie jest mega upierdliwa, o tyle na pececie patent się u mnie sprawdził. Oczywiście znajdą się tacy, którzy powiedzą że muzyka w 160kbps (taki bitrate serwuje standardowo Spotify na PC) to skandal i hańba. Dla mnie niestety (albo może stety?) słoń na ucho nadepnął i mogę jak wspomniany Jarek zaoszczędzić.
Wspomnę jeszcze o jednym #sekreciekuźniara. Coraz częściej grzebie się w muzyce creative-commons, między innymi na stronie https://www.jamendo.com Pomijając fakt, że możemy tam znaleźć tam fajne podkłady do filmowych projektów (co poniektóre nawet zezwalające na komercyjne użycie), możemy tak także znaleźć mnóstwo perełek godnych przesłuchania, które bez bólu możemy za darmo pobrać na nasz odtwarzacz. Przykłady? Jak chociażby wspominany często i gęsto przeze mnie nasz rodak LukHasha, genialny rosyjski band ska Distemper czy artystka o niesamowitym głosie Tamara Laurel. Utwory z jamendo nierzadko miażdżą komercyjne popierdółki z Zetek czy Rmf'ów.
Sam "piraciłem" muzykę do momentu mojego odkrycia w październiku zeszłego roku Spotify. Deal jest uczciwy, płacisz dwie dychy na miesiąc i słuchasz wszystkiego do woli. Jest też opcja dla wyznawców #sekretówkuźniara, płacisz obecnością reklam. O ile darmówka na telefonie jest mega upierdliwa, o tyle na pececie patent się u mnie sprawdził. Oczywiście znajdą się tacy, którzy powiedzą że muzyka w 160kbps (taki bitrate serwuje standardowo Spotify na PC) to skandal i hańba. Dla mnie niestety (albo może stety?) słoń na ucho nadepnął i mogę jak wspomniany Jarek zaoszczędzić.
Wspomnę jeszcze o jednym #sekreciekuźniara. Coraz częściej grzebie się w muzyce creative-commons, między innymi na stronie https://www.jamendo.com Pomijając fakt, że możemy tam znaleźć tam fajne podkłady do filmowych projektów (co poniektóre nawet zezwalające na komercyjne użycie), możemy tak także znaleźć mnóstwo perełek godnych przesłuchania, które bez bólu możemy za darmo pobrać na nasz odtwarzacz. Przykłady? Jak chociażby wspominany często i gęsto przeze mnie nasz rodak LukHasha, genialny rosyjski band ska Distemper czy artystka o niesamowitym głosie Tamara Laurel. Utwory z jamendo nierzadko miażdżą komercyjne popierdółki z Zetek czy Rmf'ów.
Wracając do samej Taylor. Kiedy wszystkie pudelki obgadały (a ćwierkały od końcówki zeszłego roku) nieobecność
jej albumu w strumykach coś się jej odmieniło. Jej album koniec końców pojawił się w Apple i Google Music więc o co chodzi?
Jak zawsze o hajs. Cały hejt Taylor Swift na strumieniowanie muzyki to
była jedna wielka chamska akcja marketingowa. Akcja należy dodać udana,
bo jej płyty rozeszły się w pierońsko dużych ilościach. Darmowa reklama była? Była. Hajsy zgarnięte? Zgarnięte. Mission complete.
Rzygać mi się chce na widok takiego "artysty",
który na pierwszym miejscu stawia pieniądze, a nie to co tworzy i aby to
co tworzy pochodziło prosto z serducha. Nie mamy wtedy do czynienia z muzyką, a badziewiem z biedronki które masz kupić, skonsumować i zapomnieć. Dla takiego twórcy jesteś nikim, jesteś kolejną dziesiątką dolarów na koncie, kolejną cyfrą w statystykach sprzedaży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz